Buciki, które widzicie były pierwszymi butami, w których poszedłem na deskę po rocznej przerwie, spowodowanej mało ciekawym skręceniem kostki. Nigdy wcześniej nie jeździłem w takich butach, a najbliższą trampkowi rzeczą w jaka wylądowała na mojej stopie jest pro model Stefana Janoskiego (pomijając kultowe podróby warriorów w 4 klasie podstawówki), dlatego też byłem bardzo ciekaw jak sprawdzą się uwielbiane przez miłośników openera kultowe Chucki Taylory w deskorolkowej odsłonie.
Zacznijmy po kolei, cena tej frajdy to średnio 330 zł, więc niemało i zapewne wielu z Was zastanowi się kilka razy zanim dokona zakupu.
Nie ma co się rozwodzić nad wyglądem tych butów – jedni się jarają inni nie. Są natomiast dwie kwestie, odróżniające ten model od pierwowzoru, które warto poruszyć. Pierwszą jest bardzo fajny, wydłużony język, który nie ucieka nam w lewą czy prawą stronę, co znacznie poprawia komfort i dodaje +5 punktów do stabilizacji. Drugą sprawą jest znany wynalazek Nike, czyli wkładka lunarlon będąca (bez żadnej wazeliny) prawdziwym sztosem. Mogę tu spokojnie rozwiać wątpliwości osób, które obawiają się, że lądowanie czegokolwiek w tych butach równa się odbitym piętom. Te wkładki działają – serio.
Fajny but to taki, który ma ukryte smaczki, czego nie mogło zabraknąć i tutaj. Na odwrocie języka oprócz oficjalnego potwierdzenia, że jest to obuwie do jazdy na deskorolce, znajdziemy także wizerunek homara towarzyszącego wszystkim consom oraz miejsce i rok założenia firmy, czyli BOSTON MASECZJUSETS 1908.
Przejdę jednak do najważniejszej kwestii, czyli: jak się w tym jeździ i ile to wytrzyma?
Odpowiadając na pierwsze pytanie – jeździ się bardzo przyjemnie. Główną zaletą tego modelu jest czucie deski. To jeden z tych butów, w których można dobrze się poodpychać zaraz po zakupie (nie trzeba ich „rozchodzić”), silnie przylega do stopy, jest turbo miękki i przede wszystkim bardzo wygodny. Mocną stroną jest także to, że w odróżnieniu od innych trampkowatych butów, struktura buta nie rozbija się po dwóch tygodniach używania i nie powstaje z niego tzw. „kapeć”. Próbę czasu wytrzymuje też całkiem przyzwoicie wulkanizowana podeszwa.
Trzeba jednak przejść do mniej przyjemnych rzeczy. Płócienny materiał, czyli kwintesencja trampka, wypada bardzo słabo w kontakcie z gripem, jeśli chodzi o wytrzymałość. Możecie się spodziewać tego, że po zrobieniu ok. 2o flipów zobaczycie biały materiał użyty do podszewki, a na drugi dzień wywalicie dziurę na wylot. Nie trzeba się nawet specjalnie starać, przedzierają się choćby od ollie. Mi wywalenie dziury wystarczyły 2-3 dni jako takiej jazdy.
Kolejnym felerem, który dotyczy całego mnóstwa butów deskorolkowych jest konieczność ciągłej zmiany sznurówek, które non stop są narażone na kontakt z gripem.
Jeżeli jesteście kategorycznymi przeciwnikami zabawy w skejt-szewca i nie macie zamiaru traktować swoich butów shoe goo, pałką sylikonową czy przyszywać łatek, a oczekujecie czegoś w czym pojeździcie przez miesiąc, nie świecąc skarpetą – stanowczo odradzam ten model.
Natomiast jeśli nie macie nic przeciw tego typu akcjom i cenicie sobie wygodę ponad wytrzymałość warto dać im szansę. Przy odpowiedniej konserwacji można w nich spokojnie pojeździć przez jakiś czas. Sam z chęcią pojeżdżę jeszcze w tym modelu jeżeli będę mieć okazję.