Polski producent butów i galanterii skórzanej – Wojas, w swojej niedawnej sesji promującej tzw. miejski styl na jesień puścił oczko skejtom, ale wyszło to raczej jak taki anonimowy bączek w towarzystwie.
Nie trzeba być Sherlockiem, żeby połapać się, że Wojas nie chce sprzedawać swoich produktów skejtom, a deskorolka przy boku aktora Adama Fidusiewicza znalazła się żeby nadać całemu przedsięwzięciu tzw. streetowego „looku”. Z drugiej strony, rzadko kiedy deskorolka wsadzona gdzie popadnie wywoła ten efekt. Mało tego, może się to przeobrazić w obrazek karykaturalny, gdzie wcielający się w skejta wygląda jak słoń w składzie porcelany.
Ogólnie to czuję niesmak, bo sesja wyszłaby dobrze, gdyby nie ta deskorolka i… scooter kid na drugim planie.
Ogólnie to czuję niesmak, bo sesja wyszłaby dobrze, gdyby nie ta deskorolka i… scooter kid na drugim planie. Sceneria z grubsza jest ok. Adam to spoko gość i najzwyczajniej wygląda tam dobrze. Biały t-shirt i jeansy zawsze idą w zgranej parze, czapka beannie też jest git. Styl buta to kwestia gustu, także to z premedytacją pozostawiam bez komentarza. Bez wątpienia nie jest to laczek na deskę, ale już jako after skate – czemu nie? Co do jakości materiałów i wykonania produktów Wojas to też wiem, że nie ma się do czego przyczepić. Całość niestety burzy wciśnięcie na siłę deskorolki, która po prostu nie pasuje do tej scenografii.
To mi przypomina pewną sytuację sprzed lat. Mój kolega z garażu motocyklowego (ja w tym garażu trzymałem skuter i żaden ze mnie motocyklista – gwoli ścisłości) kiedyś starał się o wizę turystyczną do USA. Przed rozmową w konsulacie założył on najgrubszy łańcuch na szyję i bransoletę, jakoby prezentując swoją zamożność. Myślał biedak, że dzięki temu nie będzie podejrzewany o to, że jedzie tam pracować, bo przecież gołym okiem widać że kasy ma pod dostatkiem. W efekcie kiedy go tam zobaczyli, to zanim jeszcze doszedł do okienka urzędnika, to już miał wbitą odmowę… Tak się właśnie kończy naiwność, brak umiejętności rozszyfrowania danego kodu i nieporadne posługiwanie się określonymi atrybutami. Czujecie analogię? Deskorolka to nie czarodziejska różdżka, która zamienia w zajebistość wszystko czego się dotknie. Podobnie jak srebrna keta na karku, nie zmienia melanżującego mechanika w biznesmena.
Deskorolka to nie czarodziejska różdżka, która zamienia w zajebistość wszystko czego się dotknie.
Wróćmy jeszcze do słów z pierwszego akapitu o bohaterze opowiadań kryminalnych Artura Conana Doyla. Fakt, że nie celuje się w jakąś grupę odbiorców, nie oznacza, że nie powinno się czegoś zrobić w sposób rzetelny i wiarygodny. Tym bardziej, kiedy zabierają się za to poważne brandy, które w budżecie byłyby w stanie przeznaczyć pewną sumę na konsultacje środowiskowe. W efekcie mogłaby powstać kampania w stylu: „wilk syty i owca cała”. Tak by na przykład było, jeśli pojawiłaby się tam miejska hulajnoga elektryczna albo po prostu rower, no a tak to witamy markę Wojas w „Prawie jak skateboarding„.
Foto via wojas.com