Niedawno swoim łożyskom Bronson G2 postanowiłem dać drugie życie i zakupiłem lubrykant Bones Speed Cream. W ten sposób wpadłem na pomysł, że przy okazji zrobię mały poradnik dotyczący konserwacji i smarowania łożysk.
Kiedyś za małolata życie było prostsze, bo gdy łożyska zaczynały skrzypieć to brało się WD-40, psikało porządnie kręcąc kołem i sprawa była załatwiona, przynajmniej do czasu… Jak wielu z Was robiłem coś co pomagało na chwilę, baa w porównaniu z tym co było przed psikaniem, to różnica była nieziemska, ale w rzeczywistości stawiałem na swoich łożyskach krzyżyk. Bez wchodzenia w detale świata fizyki i chemii, serwowałem im czyszczenie ze wszystkiego i totalne wysuszenie. W efekcie chwilę później trik z psikaniem przestawał działać i pozostawał zakup nowych ABEC’ów. Łożyska wyjałowione z czynnika smarującego przegrzewały się, rdzewiały i zacierały. Jednak po latach jazdy i obcowania ze sprzętem człowiek staje się bardziej świadomy pewnych rzeczy, jak i tej świętej, życiowej zasady, że „kto nie posmaruje, ten nie pojedzie”.
Tak jak wspomniałem, kiedy przestałem być zadowolony z tego jak zachowują się moje łożyska, inaczej niż zwykle zamiast kupić nowe, rozejrzałem się za środkami do ich czyszczenia i smarowania. W ten sposób trafiłem na płyn Speed Cream, który przykuł moją uwagę nazwą producenta. Wyszedłem z założenia, że co jak co, ale o produkty marki Bones mogę być spokojny. Po rozeznaniu rynku środków do serwisu łożysk odpuściłem sobie zakup markowych płynów do czyszczenia oraz specjalnych pojemników pozwalających na usuwanie brudu z wielu łożysk naraz. Uznałem je za gadżety, bez których sobie poradzę. Poradzi sobie bez nich także każdy, kto ma w domu podstawowe narzędzia (pełen wykaz za chwilę) i 5,- pln na benzynę ekstrakcyjną (czyli nie taką jak ze stacji benzynowej), denaturat czy już bardziej na bogato – spirytus.
Czym jest zatem główny bohater niniejszego poradnika? Bones Speed Cream to syntetyczny lubrykant o niskiej lepkości, odporny na działanie wysokich temperatur. Został on zaprojektowany tak, żeby zmniejszyć współczynnik tarcia oraz zabezpieczyć przed korozją. W efekcie łożyska potraktowane nim będą szybsze i wystarczą na dłużej.
Przed przystąpieniem do pracy zgaś peta i jeśli nosisz okulary to ich nie ściągaj bo mogą się przydać jakby coś chlapnęło. Natomiast jeśli lubisz dłonie suche jak pergamin, to nie zakładaj rękawiczek. Stół w salonie też nie wydaje się najlepszym miejscem do pracy i lepiej wybrać garaż, piwnicę itp. Przygotuj sobie miejsce i zaopatrz się w środek czyszczący (ja ze względu na cenę i znośny zapach wybrałem benzynkę ekstrakcyjną), śrubokręt (w zależności od tego jakie masz montażówki), klucz, pojemnik na środek czyszczący, opaskę zaciskową do kabli (później o tym do czego ona się przyda) oraz niewidoczny na zdjęciu nożyk do tapet, względnie igłę lub inny mały, ostry przedmiot.
Po odkręceniu nakrętek z kół należy usunąć łożyska. Najłatwiej to zrobić wykorzystując końcówki ośki trucków, na których wykonujemy dźwignię. Sposób ten jest dużo szybszy i bezpieczniejszy niż walka np. z śrubokrętem. Łożysko zostaje na ośce, a nie np. wylatuje w powietrze…
Dalej, naszym ostrym przedmiotem delikatnie podważamy ogumowaną osłonę łożysk i ją ściągamy. To samo robimy z drugiej strony. Wielu producentów ma też w swojej ofercie łożyska z kulkami na wierzchu. Jest to rozwiązanie fajne, ale tylko dla tych którzy wiedzą jak się nimi zająć (dużo łatwiej je zajechać gdy ich nie konserwujemy). W przeciwnym razie plujesz sobie w brodę i już nigdy takich nie kupujesz. Inaczej ma się temat łożysk z metalową osłoną, której zdjęć się nie da. Wyczyszczenie i smarowanie ich praktycznie jest niemożliwe.
Może nie ma to jakiegoś dużego znaczenia, ale ja przyporządkowałem sobie ściągnięte osłonki do konkretnych łożysk i strony z widoczną kulką oraz schowaną za plastikowym koszykiem, w którym się obracają.
Każda część wewnątrz łożyska ma znaczenie, żeby koło mogło się swobodnie toczyć. Jeśli koszyk (pomarańczowy plastik na zdjęciu utrzymujący w identycznych odstępach kulki) jest uszkodzony, pojawi się rdza, czy wypadnie kulka wtedy praktycznie jest już pozamiatane i łożysko trzeba wymienić.
Do pojemnika nalałem benzynę, a tzw. szybkozłączkę zasunąłem tak, by na jej końcu zatrzymało się łożysko. Mieszając wprowadzam je w ruch i wszystko zaczyna nam się pięknie czyścić.
Po wyczyszczeniu łożysk benzyna nie była aż tak brudna, ale wyczyściłem w niej także tulejki, zakrętki i podkładki na ośkę. O tej ostatniej też warto pamiętać i dobrze wyczyścić. Wtedy mamy pewność, że nasza praca nie pójdzie na marne, kiedy pięknie wyczyszczone łożyska założymy na brudne od starego smaru i kurzu ośki.
Po przepłukaniu w benzynie łożyska rozkładam na zwykłym ręczniku papierowym i czekam aż w pełni wyschną.
Wreszcie nadszedł upragniony moment smarowania. Do każdego łożyska wpuściłem 2 krople na przeciwległe bieguny – wprost na kulki, dla lepszego rozprowadzenia Speed Cream’u. Delikatnie obracam każde w palcach żeby lubrykant się ładnie rozprowadził.
Później zamykam również wyczyszczone osłonki i teraz już mocniej kręcę w obie strony łożyskami. Mam wrażenie, że wszystkie łożyska kręcą się równo i w przewidywalny sposób, ale nie jak szalone. Na to przyjdzie jeszcze czas.
Łożyska wraz z tulejkami i podkładkami zakładam na ośkę, która podobnie jak przy ściąganiu idealnie nadaje się do założenia łożysk. Sorry, nikogo nie traktuję jak idiotę, bo to się może wydawać oczywiste, ale widziałem już różne rzeczy…
Ostatnia nakrętka i gotowe. Zaraz po całej akcji poszedłem na deskę pojeździć na idealnej skateparkowej nawierzchni. Deska jeździła tak jakby miękko i równo się rozpędzała, z czym nie musiałem się trudzić. Nie odczułem żebym jeździł jakoś szybciej, raczej znów tak jak wtedy kiedy łożyska były nowe. W sumie to udało mi się osiągnąć to co chciałem – przywróciłem je do stanu pierwotnego, ale nie ma się co czarować, nowe łożyska to nowe łożyska i tyle. Warto też dodać, że kiedy się za nie zabierałem nie były w złym stanie. Kiedy korozja i zużycie są poza kontrolą, to nie ma już szans na doprowadzenie je do stanu „sprzed”, dlatego jeśli ktoś chce się bawić w takie rzeczy, to musi to robić na bieżąco, lub po prostu nie zawracać sobie głowy tylko kupić nowe łożyska.
Na koniec jeszcze mała podpowiedź dotycząca samych kół. Nie żebym był jakimś przesadnym estetą, ale lubię gdy są czyste. Kiedy są cały czas w zadowalającym mnie rozmiarze i nie ma na nich powerslide’owych przetarć z ultra denerwującą „tarką” to jest sens je wyczyścić. Mój sprawdzony patent jest prosty. Koła najpierw na kilka godzin wkładam do wody wymieszanej z proszkiem do prania a potem lekko szoruję gąbka kuchenna. Po wypłukaniu i osuszeniu efekt końcowy jest jak na poniższym zdjęciu. Moim zdaniem warto.
Mam nadzieję, że bardziej zachęciłem Was do serwisowania łożysk niż zniechęciłem. W rzeczywistości cała operacja jest prosta, nie wymaga ponadprzeciętnych umiejętności i trudno dostępnych narzędzi. Co więcej Speed Cream od Bones wystarczy na kilka, jak nie kilkanaście serwisów, więc moim zdaniem się to po prostu opłaca. Zdaję sobie w pełni sprawę, że dla kogoś, kto nie lubi majsterkować jest to zwykła strata czasu, a tym bardziej przychylę się do tego stwierdzenia, jeśli na szali zostanie postawione wyjście na deskę – to jest zawsze priorytet. Ja jednak wybieram mały serwis swojego sprzętu i wyjście zaraz potem na deskę, która wtedy jeszcze lepiej smakuje.