Jako że od uruchomienia ostatniej sondy minął już miesiąc z hakiem, to jak zawsze przyszedł czas na podsumowanie. W woli ścisłości, w sondzie wzięło udział 155 osób, które oddawały swoje głosy na jedną z siedmiu odpowiedzi.
Pytanie jakie pojawiło się w tej sondzie nie jest przypadkowe, bo temat skateshopów jest ważny i związany z naszą kulturą od samych jej początków. W Polsce zresztą także po zmianach systemowych lat 89/90 pojawiły się pierwsze takie sklepy, które stały się centrum skejtowego życia, dla przykładu podam „Grzybki” w WWA. Jednak od dłuższego czasu ze skateshopami dzieje się coś niedobrego, co w pewnym sensie potwierdza także ta sonda.
Zapraszam na rozwinięcie powyższej myśli w dalszej części artykułu, oraz do udziału w najnowszej sondzie, w której zadaliśmy pytanie „Jaki portal deskorolkowy odwiedzasz najczęściej”.
Skąd w ogóle wzięła się teza, że skateshopy nie mają się dobrze w Polsce? Otóż z każdej strony słyszę, że ten i ten sklep się zamyka, albo rozważa takie rozwiązanie. Niestety, ale kryzys o którym tyle się dotychczas mówiło a nie odczuwało go, wraz z ogólną drożyzną wreszcie dosięgnął naszych kieszeni. Sklepy, które zostają na rynku muszą się albo przebranżowić, albo zaciskają pasa i czekają na lepszy czas. Wszyscy bowiem wiemy, że skateshop po polsku, to sklep z rapem, fingerami, graffiti, bletkami itd. a nie samym deskorolkowym stuffem.
Nie każdy może zdaje sobie sprawę, że prawdziwy skateshop poza byciem instytucją reprezentującą interesy deskorolkowca w danym miejscu, to przede wszystkim biznes, firma taka jak każda inna, czyli płacąca podatki, czynsz, pensje etc. Jak nie ma zarobku to się albo interes zamyka, albo przebranżowuje, co się stało w przypadku 90% takich sklepów w Polsce. Jedni zupełnie poszli w kierunku rapshopu, a inni wybrali coś pomiędzy po to, żeby przykładowo mogli urzeczywistniać swoje skejtowe zajawki, ale już nie bezpośrednio w asortymencie sklepu. Skateshopów z samą deskorolką pozostało w naszym kraju jedynie kilka i to jest ich wybór, ale na pewno nie mają lekko. Trzymam kciuki chłopaki!
W naszej sondzie, która jak narazie cieszyła się najmniejszym zainteresowaniem (to też o czymś świadczy), od początku na prowadzenie wyszła odpowiedź „Nie ma takiego w mojej miejscowości” (31%, 47 głosów). Jak to rozumieć, skoro większość czytelników skateaffair.pl wg. statystyk pochodzi z dużych miast, gdzie przecież są skateshopy?Ja bym to rozumiał tak, że albo nie uznajemy tych sklepów za skateshopy, albo faktycznie już ich nie ma, albo co gorsza nawet nie wiemy że są, bo np. wszystko kupujemy przez neta.
Na drugim miejscu uplasowała się odpowiedz ratująca sytuację, czyli że „jest dobrze zaopatrzony i działa na lokalnej scenie” (19%,29 głosów). To w zasadzie odpowiedz będąca częścią definicji prawdziwego skateshopu, który nie przechodzi obojętnie wobec tego co się dzieje na swoim podwórku i dba o to, żeby wszystko co potrzebne skaterowi było na miejscu choćby w minimalnym wymiarze. Niestety myśli tak jedynie co piąty deskorolkowiec.
Następnie mamy odpowiedź „ok, ale za dużo rapowych ciuchów” (16%, 24 głosy). Tutaj wracamy do myśli wcześniejszej, czyli wyboru mniejszego zła przez właściciela sklepu (gdzie dużym złem jest zamknięcie interesu) lub w ogóle olania kwestii deskorolkowej, gdyż jest ona mało dochodowa. Tutaj ciężko jednoznacznie określić co mieliście na myśli. Fakt jest faktem, i mało który skateshop jest w stanie poradzić sobie bez perełek odzieżowych promowanych na teledyskach rapowych, które mają po 2 miliony wyświetleń na YT, gdzie skejtowe mają z reguły kilka tysięcy.
Teraz odpowiedź idealna, czyli „sprzedawca zna się na rzeczy i sam jeździ na desce”. To zdecydowanie druga część definicji prawdziwego skateshopu, w którym sprzedawca jest jednocześnie specjalistą w tej dziedzinie, a optymalnie nawet pasjonatem skateboardingu. Jeżeli sam jeździ na desce to jest to oczywiście duży plus, bo od podszewki zna potrzeby skaterów, ale znam takie miejsca gdzie właściciel nie jeździ a zna się lepiej niż ten co jeździ…
Na piątym miejscu uplasowała się wypowiedź „przeciętnie, nigdy nie mają kingpina ani gripu”(10%, 15 głosów). Czyli wszystko jasne i raczej nie wymaga komentarza. Jak w sklepie nie ma takich podstawowych rzeczy, to jak przyjdzie klient i będzie chciał skompletować sprzęt, to co zamiast gripu przykleimy naklejki? Bieda…
„Nie wiem, bo nie chodzę do niego” (6%, 9 głosów), to odpowiedź przynajmniej świadcząca, że sklep istnieje w Waszej świadomości, ale z jakiś tam powodów Was nie interesuje. Można gdybać na 101 sposobów czemu akurat nie chodzicie do skateshopu, który być może jest niedaleko. Mogą to być jakieś niefajne doświadczenia, może lenistwo a może coś zupełnie innego.
Stawkę zamyka stwierdzenie, że Wasz lokalny skateshop ” jest mega zaopatrzony, ale bez klimatu” (4%, 7 głosów). Po pierwsze wynika z tego, że tych dobrze zaopatrzonych sklepów jest mało, a po drugie że i tak umykają one Waszej uwadze. Z perspektywy klienta, to sami odpowiedzcie sobie na pytanie gdzie kupilibyście deskę np. na wyjeździe, w sklepie bez klimatu ale z dobrym wyborem blatów i gripem za free, czy w klimatycznym skateshopie gdzie desek jest kilka do wyboru a papier „właśnie wykupili”. Albo rybka, albo akwarium i dziadostwa nie można robić, zwłaszcza w czasach tak dużej konkurencji.
Podsumowując, to ja wiem, że Wy wiecie i że ja sam wiem to, że skateshopy są potrzebne. Bardzo wielu z nas na prawdziwość tej opinii znajdzie 100 jej potwierdzeń, a ja dorzucę jeszcze ze 20. Jednak nie macie wrażenia, że skateshopy to przeżytek i że nie są nam już potrzebne? Że dzieciaków wcale nie kręci bajera ze sprzedawcą, czy wspólnie oglądany film w sklepie, wspólny wyjazd po pracy, no i przede wszystkim zakupy? Przecież jest YT, sklepy internetowe i wygodne skateparki. Ja jak wchodziłem do skateshopu za małolata to czułem się jak w innym, magicznym świecie, a teraz jak patrzę na zachowania ludzi to tego nie ma. Bo nie ma już tego klimatu ogólnie. Takie ciuchy jak nasze skejtowe produkują teraz setki firm, deski są tańsze o połowę i po prostu ginie ta cała ekskluzywność i tajemniczość. Jednak zyskują na tym sami deskorolkowcy, których jest coraz więcej i jeżdżą coraz lepiej. Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło.
Mam nadzieję, że te słowa nie przejdą Wam zupełnie obojętne, co znajdzie swój wyraz w komentarzach na ten ważny temat, o którym tak naprawdę nikt, nigdzie, nic nie mówi.