Kiedy w pewnym momencie przeprowadzasz się do kraju, w którym zima trwa pół roku, to prędzej czy później wpisujesz w Google frazę snowskate. Jednak wybór marki Hovland był tak samo nieplanowany jak to, że będę się ślizgał na deskorolce po śniegu.
Oczekiwania vs rzeczywistość
Jako mieszkający w Polsce ortodoksyjny skejt, do każdego rodzaju deski innego niż ta klasyczna, streetowa podchodziłem bardzo ostrożnie. Na longboardy, cruisery i inne wynalazki jakoś nigdy nie miałem czasu a przede wszystkim ochoty. Wyjątek stanowił surfing, z którego przed laty wyłonił się skateboarding oraz snowboard zimą. Najzwyczajniej w świecie nie miałem czasu, potrzeby ani chęci wydawania kasy na snowskate’a. Tym bardziej, że ostatnie zimy w Polsce były słabe a dostępność dobrego sprzętu prawie zerowa. Sytuacja zmieniła się diametralnie, gdy znalazłem się w miejscu, w którym sroga zima trwa pół roku, stoków i snowparków jest jak na lekarstwo a kryte skateparki zamknięte są przez covid. Praktycznie jedyną opcją żeby jakoś systematycznie kultywować zajawę deskorolkową i snowboardową był właśnie snowskate. Poniżej pozwoliłem sobie napisać kilka słów o tym jak i gdzie kupiłem snowskate’a i jakie są moje pierwsze wrażenia z jazdy na nim. Dodam, że ani jedno, ani drugie nie było łatwe.
Najzwyczajniej w świecie nie miałem czasu, potrzeby ani chęci wydawania kasy na snowskate’a. Tym bardziej, że ostatnie zimy w Polsce były słabe a dostępność dobrego sprzętu prawie zerowa.
Tak, jak wspomniałem wcześniej, gdy zorientowałem się, że ta zima nie będzie łatwa ani w kontekście jazdy na deskorolce ani na snowboardzie, przełamałem się i przystąpiłem do poszukiwania mojego pierwszego snowskate’a. Będąc w Kanadzie, można pomyśleć, że łatwiej być nie mogło. To właśnie w Kraju Klonowego Liścia, swoją siedzibę ma największa i najbardziej znana firma w tej branży – Ambition Snowskate. Prawie co roku wrzucają nowy film z przejazdami swoich riderów i gości. Pamiętam, jak kilka lat temu oglądałem ich film „Sava” i przecierałem oczy ze zdumienia, że takie rzeczy dzieją się na śniegu, na deskorolce bez trucków. Wtedy jeszcze nie byłem świadomy dwóch największych wyzwań, o których za chwilę oraz trzeciego, czyli samej możliwości zakupienia takiej deski.
Wtedy jeszcze nie byłem świadomy dwóch największych wyzwań, o których za chwilę oraz trzeciego, czyli samej możliwości zakupienia takiej deski.
Snowskate jak Bitcoin
Jak wiemy, ten jak i poprzedni rok są inne. W Polsce, w Kanadzie jak i prawdopodobnie na całym świecie. Także w dziedzinie handlu dzieją się niespotykane rzeczy.
W Polsce np. ceny drewnianych sanek, które kosztowały zwykle ok 80-100 zł poszybowały do 400 zł, a to dlatego, że ze względu na ogromne zainteresowanie, producenci musieli ponownie przestawić produkcję (co pewnie nie jest ani tanie ani takie łatwe). Każdego roku w zimie klepali leżaki, a w lecie sanki. Dlaczego piszę o sankach? Otóż na sankach, tak samo jak na snowskejcie jeździ się gdy jest śnieg, czyli jest to aktywność na świeżym powietrzu. W czasie lockdownów i innych obostrzeń, często jedyną opcją nie zwariowania i poruszania się były i są spontaniczne aktywności na zewnątrz. Żeby jeździć na sankach nie potrzeba wyciągów, które albo są zamknięte albo tak zatłoczone, że szkoda tracić czas i pieniędze. Nie potrzeba też żadnej infrastruktury, wystarczy kawałek lekko pochylonego terenu. Do tego nie trzeba wyjeżdżać z miasta itp. itd. Dokładnie tak samo rzecz się ma ze snowskejtem, który często przy zamkniętych skateparkach i snowparkach zaliczył pod względem sprzedaży prawdopodobnie swój najlepszy rok w historii. Tak właśnie zaczęło się pierwsze wyzwanie związane z jazdą na snowskejcie, czyli trudność z jego zakupem, ponieważ na ten sam pomysł wpadło w tym samym czasie więcej osób niż zwykle. Popyt przekroczył podaż. Nie pomogło nawet to, że byłem w epicentrum tej zajawki.
Dokładnie tak samo rzecz się ma snowskejtem, który przy zamkniętych skateparkach i snowparkach zaliczył pod względem sprzedaży prawdopodobnie swój najlepszy rok w historii.
Poszukiwania deski zacząłem w listopadzie. Niestety w tym czasie cała oferta blatów Ambition na jakie polowałem była już „Sold Out”. Na portalach z rzeczami z drugiej ręki ogłoszenia ze słowem „snowskate” można było znaleźć tylko w kategorii „Kupię”. Zdesperowany, sprawdziłem też stany magazynowe we wszystkich sklepach online w Stanach, ale absolutnie wszystko było już wyprzedane. Któregoś jednak wieczoru, mądry Google, który widział jak pociłem się przy poszukiwaniach snowskate’a nakierował mnie na sklep w którym pojawiły się deski firmy Hovland. Bez jakiś większych analiz cenowych, czy tych dotyczących rozmiaru, wrzuciłem do koszyka i kupiłem. Na szczęście wybór (o ile tak to w ogóle można nazwać, okazał się dobry).
Zdesperowany, sprawdziłem też stany magazynowe we wszystkich sklepach online w Stanach, ale absolutnie wszystko było już wyprzedane.
Czym wogóle jest snowskate?
Najprościej mówiąc, snowskate to deskorolka bez trucków i kół do jazdy po śniegu. Podobnie jak w przypadku snowboardu czy surfingu mamy do wyboru kilka rodzajów sprzętu. Przede wszystkim możemy je podzielić na deski z płozą (bi-deck) i bez płozy (single). Opcja z płozą pozwala riderowi skręcać, manewrując trochę jak na snowboardzie. Ta wersja zaopatrzona jest także w leash, czyli taką jakby smycz mocowaną do nogi, dzięki której nie zgubimy deski. Żaden z powyższych typów snowskate’ów nie posiada wiązań.
Przede wszystkim możemy je podzielić na deski z płozą (bi-deck) i bez płozy (single).
Opcja „streetowa” (bez płozy), czyli taka jaką kupiłem zdecydowanie bliższa jest skateboardingowi. Taki zresztą był mój zamiar, żeby mieć zimowy substytut jazdy na deskorolce. Co zatem pod względem konstrukcji wyróżnia snowskate’a od zwykłego blatu?
- Przede wszystkim, snowskate jest nieco większy i szerszy niż deskorolka. Mój Hovland Session 2021 Flatdeck ma wymiary 8.875″x 33.25,
- Single snowskate ma także bazę. Pod 7 warstwami klonu kanadyjskiego znajduje się jeszcze jedna warstwa z tworzywa sztucznego zaopatrzona w podłużne rowki,
- Deska też posiada concave, ale nie jest on wynikiem prasowania sklejek pod ciśnieniem jak w przypadku deskorolek. W snowskejcie nadaje go pianka(grip) przyklejona na górę deski. Poza tym, dzięki niej stopa nie ślizga się i jest względnie stabilnie,
- Sama sklejka jest także nieco grubsza. Dzięki temu zabiegowi waga snowskejta (2,2 kg) jest praktycznie taka sama jak waga całej deskorolki z truckami, kołami, łożyskami i montażówkami;
Snowskateboarding
Tak jak wcześniej wspomniałem, single deck’owe snowskate’y bliższe są jeździe na deskorolce. Patrząc na jazdę na bi-deck’ach widzę więcej pierwiastka snowboardowego. Skupmy się jednakże na pojedynczej desce, którą miałem okazję przetestować. Pomimo wielu podobieństw z klasyczną deskorolką, wrażenia, czucie deski i skala trudności nie są 1:1. Jak to zatem wygląda?
- Pomimo obecności rowków, w które w trakcie jazdy wchodzi śnieg aby pomóc w utrzymaniu toru jazdy, trakcja snowskejta jest trudna do ogarnięcia. Im bardziej staramy się nad nią siłowo zapanować, tym bardziej deska ucieka w bok. Zapomnijcie o skręcaniu jak na deskorolce. Najlepiej jest utrzymać zadany przy rozpędzaniu kierunek jazdy.
- Każdy, kto skręcał nowy, deskorolkowy blat, żeby poczuć kształt deski, stawał na nim zaraz po naklejeniu gripu. Podjarany nowym sprzętem, jeszcze przed przykręceniem trucków z kołami, prawdopodobnie także każdy próbował wtedy ollie lub flipa, które nie wychodziły lub były żenującymi szczurami. Dokładnie takie są pierwsze triki na snowskejcie. Przez brak trucków, dźwignia do ollie ma jedynie wysokość taila od ziemi, czyli niewiele. Dodając do tego wagę całej deskorolki, początkowy pop jest jeszcze gorszy niż ten na dywanie gdy skręcałeś nowy set.
- Grip znajduje się nad śniegiem ok 3-4 cm, czyli niewiele. Każde złe ustawienie stóp w czasie jazdy czy tricku kończy się zaburzeniem trakcji, hamowaniem i w efekcie glebą. Na deskorolce, która ma wyżej grip od ziemi, gdy jedna ze stóp wyląduje bliżej krawędzi to nie ma jeszcze dramatu i można taki trik jakoś wybronić. Na snowskejcie praktycznie nie ma takiej opcji.
Pomimo wielu podobieństw z klasyczną deskorolką, wrażenia, czucie deski i skala trudności nie są 1:1.
Tipy na początek:
- Jeśli masz opcję to kup w lecie używany sprzęt, bo możesz być rozczarowany zakupem nowego za 600 – 800 złotych. Snowskate to nie jest deskorolka ani to nie jest snowboard.
- Wykorzystaj umiejętności z deskorolki czy snowboardu, ale bądź otwarty na naukę od nowa.
- Ta deska najlepiej zachowuje się jak zjeżdża w dół. Zrób z tego pożytek a nie próbuj nic na siłę.
- Dla poprawienia stabilności stania na desce oraz dla lepszego popa rozważ zakup extreme grip sheet, czyli gripa z kolcami.
- Jakie buty? W mieście, przy niewielkiej ilości śniegu klasyczne skejtowe laczki będą ok. Jednakże gdy wybierzecie się gdzieś dalej i do tego spadnie trochę śniegu to polecam coś za kostkę w stylu Vans MTE. Spokojnie pojeździcie też w butach hikingowych.
- Do ollie, ustaw tylnią nogę niemalże na czubku taila.
Dobijamy do brzegu
Podsumowując, po pierwszych kilku wyjściach, snowskate to fajne uzupełnienie dla deskorolki i snowboardu ale mniej ich substytut. Zdecydowanie to coś między nimi, niż opcja żeby je zastąpić. Jest wyzwaniem, daje dużo zabawy i śmiechu, choć uwierzcie mi, że za pierwszym razem powiecie „kurde, nie wiedziałem że to takie trudne”. Do tego momogą dojść trudności w zakupie sprzętu, ale jeśli cofnąłbym się w czasie i miał decydować czy znów wydam tyle co na nową, kompletną deskorolkę, to zrobiłbym to samo. Na koniec rzućcie okiem na moje insta wypociny z jednego z pierwszych wyjść na snowskejta. Udanej zabawy!
Wyświetl ten post na Instagramie.